Cześć! Ostatnio zasypałam Was papierowymi bombaskami, ale dziś zreflektowałam się, że może jeszcze za wcześnie na choinkę? Ja patrzę na moją z entuzjazmem, ale nie każdy musi lubić święta, i nie każdy chce o nich myśleć tak wcześnie. Dlatego dziś post abstrahujący od aniołków, bombeczek, Mikołajów i Śnieżynek.
Dziś chciałabym pochwalić się pracą pochodzącą z okresu mojej fascynacji filofunem. Praca zainspirowana była oczywiście książką, którą wymieniałam ostatnio. Ślimaczek trochę zakurzony, ale wciąż wdzięczy się zza szybki w salonie moich rodziców. Upodobał sobie jedną filiżankę, gdzie bardzo dobrze mu się mieszka. Z tego co pamiętam, nie był zbyt trudny w wykonaniu.
Ostatnio ślimaczek wybrał się na małą wycieczkę i nawet poznał nowego kolegę, który teraz będzie go chronił :)
Ale jak on tam dotarł? Musiał przedzierać się przez bardzo niebezpieczne terytorium.
![]() |
Ale jak on tam wszedł? |
Asia :)
Normalnie wszedł. Ślimaki mają taki śluz, który wiesz... jest dosyć przylepny ;P
ReplyDelete